DO MATKI

Widzę Cię ciągle ...

Powoli wstępujesz na schody

czekoladowej willi wśród starych sosen

spadzistym grzebieniem rdzawych dachówek

szarpiącej ciemne waciaki obłoków -

- pereł wspaniałego nieba słowiańskich nizin ...

... kochałaś je w swoich snach

a żyłaś tak skromnie, Matko,

że nie słyszał Cię Bóg ludzi wielkich

w swoich piaskowych limuzynach

a zabrakło dla Ciebie boga maluczkich.

Przesuwałaś się przez siedemdziesiąt dwa stopnie

dzień w dzień

dzień w dzień

dzień w dzień ...

Czas dzieliłaś pomiędzy wielką pracę

A pracę jeszcze większą.

Zabrakło Ciebie w pustce miękkiego płaszcza nastrojów

o dużych wyłogach i błyszczących guzikach masy

na co przyda się teraz istnienie tego płaszcza?

Mogę dziś patrzeć na Twoją siłę

siłę nieśmiertelną rąk

wyrzeźbionych pracą na kształt fal morskich podczas sztormu

zostałaś zawsze młodą

zakrzepła zbyt wczesną śmiercią

w niezmiennej żywicy pamięci.